Julian Barnes, Cytrynowy stolik - recenzja

Barnes należy do grona moich ulubionych pisarzy, dlatego zawsze nerwowo wyczekuję jego nowej powieści. Bardzo mnie cieszy więc, że niedawno wznowiono zbiór opowiadań tego autora Cytrynowy stolik. Opowiadania zawarte w tym tomie pochodzą z znacznie wcześniejszych lat, jednak uniwersalność Barnesa pozwala czytać je jakby była to zupełna nowość. Ja czytam Stolik po raz pierwszy, moja fascynacja twórczością tego pisarza jest dość świeża, ale na tyle intensywna, że już wcześniej zastanawiałem się nad lekturą tej książki. Ponownie się nie zawiodłem, choć muszę szczerze i uczciwie przyznać, że nie jest to najlepsza rzecz Barnesa.


Mimo wszystko przeczytanie tego zbioru utwierdziło mnie w miłości do tego autora oraz przywiązaniu do jego twórczości. Skąd u mnie takie zamiłowanie do Barnesa? Ma to związek z sposobem narracji, który kreuje pisarz, odpowiadający mojemu postrzeganiu życia/literatury. Literatura i życie, okazuje się, że te dwie sfery są gdzieś bardzo blisko siebie, odbijając jedno od drugiego, rozciągając się w sobie i czerpiąc nawzajem ze swoich światów. Barnes pisze prozę mocno trzymającą się tej tkanki, zarazem mając ciągle dystans do kreowanego świata swoich bohaterów, ale zarazem to sam bohater ma ten dystans, patrząc na siebie uwikłanego w życie z całym zestawem lepszych i gorszych chwil.



Jego bohaterowie wydają się być ludźmi z krwi i kości, podobnymi do nas samych, posiadających swoje wady, jak i zalety. Ich cecha wspólna, czyli owe ironiczne podejście do samych siebie, pozwala im na zachowanie humoru w chwilach niezbyt ku temu sprzyjających. Ten sposób percepcji przewija się w innych powieściach autora i jest to coś, co bardzo podoba mi się, jako czytelnikowi. Gorzkie rozpoznania, jakich dokonują bohaterowie dzięki uszczypliwości własnej ironii stają się punktami, gdzie objawia się jedna z prawd o życiu – zawsze dostaniemy w kość, przy czym sami nie jesteśmy bez winy, ale to trudno, nie pozostaje nam nic innego, jak żyć dalej, pamiętając swoją historię, ale nie przejmując się tak bardzo wszystkim, co nas spotkało i być może spotka.


Cytrynowy stolik opowiada o starości, która wciąż jest pełna wigoru i życia walczącego ze śmiercią. Niepoddawanie się temu, istnienie, jakby kresu wcale nie było, wikłanie się wciąż w sprawy żywych, są to cechy, które szczególnie wypływają na wierzch. Jako czytelnikowi podoba mi się to, pokazuje, że nasze nastawienie do życie, do świata, jeśli opiera się na pozytywnej energii, chęci, ekspresji, wewnętrznym poczuciu woli życia, wcale nie kończy się wraz ze starością, kiedy należałoby przygotowywać się na wieczny spoczynek. Bohaterowie Barnesa idą wciąż do przodu, trzymają się teraźniejszości i przyszłości, wypełniają swoje życie rozrywkami, które trzymają ich w przeświadczeniu, że trzeba jeszcze jutro coś zrobić, trzeba dożyć.


Śmierć kosi jednak ludzi, wedle swoich praw. Wydawałoby się więc, że w takiej perspektywie szczęśliwego życia, zaangażowanego i pełnego, kres byłby czymś najbardziej niepożądanym. Okazuje się jednak, że mimo wszystko ci ludzie przyjmują śmierć, jako niezbywalną cechę, jako coś, co musi nastąpić. Nie ma w nich stanowczego sprzeciwu wobec niej, co wynika z głębokiego zrozumienia, że koniec życia prędzej czy później nastąpi, ale do tego czasu warto i tak nie skupiać się na tym zbyt mocno, realizując się w pierwszym i ostatnim etapie swojego istnienia, którym jest życie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zafia Papużanka, Szopka - recenzja

Fonts for Freedom - Czcionki dla wolności

Koszty pisania powieści - legalna kultura