Rybacy Chigozie Obiomy. Recenzja

Istnieje stereotypowy pogląd, że powieści afrykańskie są realistyczno-magiczne. Tego się oczekuje od literatury mitycznego Czarnego Lądu, tak jakby na tym kontynencie realizm bez magiczności nie mógłby występować, a życie codzienne zanurzone byłoby cały czas w jakichś systemach religijno-symbolicznych. Oczywiście poniekąd tak jest, że religijność Afryki wyraża się w eklektycznej mieszance wierzeń lokalnych, animalistycznych z wierzeniami kolonizatorów (katolicyzmem, protestantyzmem, islamem)*, ale również tam zachodzą zmiany i dzisiejsza Afryka nie do końca taka religijno-magiczna może być, wszakże zwyczajne życie w dobie globalizacji wszędzie jest do siebie podobne. Dlatego współczesna literatura afrykańska łączy poczucie dumy z folkloru i dystans do lokalnej kultury, mieszając to z nostalgią (zupełnie jak we współczesnej Polsce z romantycznymi mitami „sprawy narodowej”).

Podejście takie, dumne, ale zdystansowane przejawia nigeryjska powieść Rybacy Chigozie Obiomy. Przeplatają się tutaj symbole, tradycyjne metafory i wiara w lokalne przesądy z racjonalnością, krytycznym oglądem rzeczywistości czy uwikłaniem w kulturę masową. Na pierwszych trzech cechach opiera się oczekiwana atrakcyjność książki, ale kolejne trzy burzą i przełamują stereotyp. Autor uzyskuje taki efekt przez zastosowanie narracji pierwszoosobowej, będącej wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy świata się nie rozumiało i nie drążyło się wielu spraw, branych na wiarę. Sama fabuła wydaje się przerażająca i wyczuwać można magiczne piętno, ale przez spojrzenie dziecka zostaje ono odpowiednio uzasadnione i nie zaprzecza tym realizmowi. Tak więc mamy w powieści do czynienia z realizmem, ale nie magicznym, choć magicznością operującym.

Historia opowiada o czterech braciach, którzy są jak jeden, nierozerwalny organizm. Pewna sytuacja powoduje jednak, że idealna relacja między nimi szybko się rozpada, co prowadzi do strasznych wydarzeń. Obioma zaskakuje toczącą się opowieścią, wydaje się, że gorzej z braćmi już być nie może, ale mimo to sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Chłopacy nie chcieli, żeby tak się wszystko potoczyło, miłość zamieniła się w nienawiść, wsparcie w rywalizację, a wspólnota męskiego, braterskiego paktu przyjaźni przestała ich wiązać. Też nie do końca spowodowane jest to przepowiednią lokalnego wariata, jak sami twierdzą. Tutaj właśnie można zauważyć podwójność opisywanej rzeczywistości (a może nawet potrójność, jeżeli sytuację między braćmi przełożymy na polityczno-plemienne waśnie w Nigerii). Mały Benjamin myśli, że przyczyną rozpadu ich relacji jest klątwa lub fatum, jednak trzeba też zwrócić uwagę na to, że mamy do czynienia z dorastającymi chłopakami – Ikenna ma piętnaście, a Boja czternaście lat, u których pojawiają się drugorzędne cechy płciowe – rodzi się więc potrzeba samotności, występują zaburzenia jedzenia oraz narasta gniew, wyrażony opryskliwością i buntem. Na kłótnie pozwalają sobie tym bardziej, że szorstki ojciec, trzymający ich dotąd twardą ręką, wyjeżdża z miasta za pracą, a matka nie jest w stanie sama zająć się szóstką dzieci, bo jest jeszcze dwójka najmłodszych.

Ta powieść jest uniwersalnym obrazem dojrzewania psychofizycznego, ale również etycznego. Obserwowanie bratobójczej walki przez Obembe i Benjamina mobilizuje ich do zacieśnienia swoich więzów, które jednak i tak się rozpadają, chociaż nie na tyle brutalnie i śmiercionośnie jak w przypadku konfliktu starszych braci, Ikenny i Boji. Idealna relacja przyjaźni braterskiej, którą można było pozazdrościć rodzeństwu z Akure, w procesie indywidualizacji młodzieńców musiała się rozpaść, każdy z „Rybaków” przeznaczony był bowiem do innej profesji. To właśnie ich wspólnotowość była przeszkodą do osiągnięcia statusu narzuconego słowem ojca-dyktatora. Spełnienie jego woli wymagało obrania samotnej ścieżki, dlatego trzeba było znienawidzić własnych braci, tym bardziej, że Ikenna jako najstarszy z nich, podczas nieobecności ojca w domu, miał być nadzorcą rodzeństwa. Zamiast silnego i odpowiedzialnego mężczyzny stał się jednak zalęknionym i obsesyjnym młodzieńcem, węszącym wokół siebie spisek. I zdaje się, że słowa wariata Abulu wyłoniły tylko na światło dzienne to, co tkwiło w podświadomości chłopaków (również ciekawa postać, będąca źródłem poznawania męskiego dorosłego ciała, seksu oraz seksualności, szczególnie dla Benjamina).

Książka porusza również sprawy polityczno-społeczne współczesnej Nigerii. Wydaje się, że konflikt między braćmi jest odbiciem plemiennych waśni, podobnie opisywanych w powieści. Trup w walkach domowych w Rybakach ściele się gęsto. Podział plemienny jest wyraźny i opiera się na wzajemnej niechęci. Co jakiś czas wybuchają pogromy. Istnieją także nierówności społeczne, dzieci z „lepszych”, zamożniejszych domów – jak „Rybacy” – nie zdają sobie sprawy z tego, jak wyglądają dzielnice biedoty. Dopiero buntujący się Ikenna, prowadzi braci przez slumsy Akure (wiadomo, każdy młodzian lewicuje). Obraz rozpadu rodziny, a potem ponownego jej złączenia, opartego na wspomnieniu krwawej historii, po której bohaterowie wyszli psychicznie pokiereszowani, Obioma chce dać jako receptę dla społeczeństwa nigeryjskiego. Powieść ta zdaje się więc nie tylko odprężającą czytanką, z wątkiem zbrodni w tle, ale również zaangażowaną krytyką współczesności nigeryjskiej, a może nawet afrykańskiej.

Rybaków czyta się bardzo dobrze, jest to ciekawa lektura, doskonale oddająca bolączki dojrzewania, poczucie odrzucenia i niepewności. Postawa dystansu, ale też fascynacja światem dziecka pozwoliła Obiomie na napisanie dobrej literatury, która odwołuje się do tradycji, co zadowoli afrykanofilów, oraz przełamie stereotyp, przecierając nowy szlak współczesnej literatury afrykańskiej, wyzwolonej z realizmu magicznego.


*Tę wiedzę czerpię z: Rajmund Ohly, Religie Afryki, [w:] Zarys dziejów religii, red. J. Keller, W. Kotański, W. Tyloch, Warszawa 1988.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zafia Papużanka, Szopka - recenzja

Fonts for Freedom - Czcionki dla wolności

Koszty pisania powieści - legalna kultura